„One nation – one group”, to strategia, z jaką polscy przedsiębiorcy powinni podbijać chiński rynek, uważa Jörg Wuttke, wieloletni przewodniczący Izby Handlowej Unii Europejskiej w Chinach. Na biznesowym śniadaniu „Chiński pomysł na globalizację”, jakie zorganizowała 20 października w hotelu InterContinental w Warszawie Polsko Chińska Rada Biznesu, Wuttke wspólnie z dr Thomasem B. Sabelem z HSBC Bank Polska zachęcali polskie firmy do szukania niszy w Państwie Środkach, jak np. produkty rolno-spożywcze, i wspólnego negocjowania wejścia i funkcjonowania na tamtejszym rynku.
Choć polsko-chińskie obroty towarowe ciągle rośną, w 2016 roku zwiększyły się o 4,8% do 25 856 mln USD, to systematycznie rośnie także nadwyżka handlowa chińskich importerów. GUS podaje, że wartość polskiego eksportu do Chin w ubiegłym roku spadła o ponad 100 mln USD, czyli o 5,4%. Te dane nie zdziwiły Jörga Wuttke, który na spotkaniu w Warszawie, przyznał, że „polscy przedsiębiorcy są mało widoczni w Pekinie”. „Chińczycy uwielbiają europejski styl życia, europejskie jedzenie, zawsze będą kupować polskie jabłka”, dodał Wuttke wskazując sektor, w który powinni inwestować Polacy. Jörg Wuttke, związany z Chinami od ponad 30 lat, obecnie wiceprezes BASF China, uważa, że polscy przedsiębiorcy, którzy chcą odnieść sukces na chińskim rynku powinni połączyć siły i skorzystać z doświadczeń Izby Handlowej Unii Europejskiej w Chinach, której dwukrotnie szefował Wuttke. To powinien być ich pierwszy adres, tam zdobędą kontakty i od innych europejskich przedsiębiorców dowiedzą się o standardach i praktyce robienia biznesu w Azji.
Ważne kontakty polityczne, ważniejsze biznesowe
Jörg Wuttke, który był w przeszłości także szefem Niemieckiej Izby Handlowej w Chinach, nie przecenia kontaktów politycznych na wysokim szczeblu. Jego zdaniem, dobrze, żeby były jak najczęstsze, w tym kontekście przywołał przykład niemieckiej kanclerz Angeli Merkel, która raz w roku odwiedza Państwo Środka i w związku z tym może liczyć na coroczne rewizyty prezydenta Xi Jinpinga, jednak to nie polityka decyduje o gospodarczym powodzeniu w Chinach, a „znalezienie swojej niszy”. „Politycy tworzą klimat”, ale to sami przedsiębiorcy muszą znaleźć odbiorców swoich produktów i usług.
Europejska jedność – odpowiedzią na chińską ekspansję
Wuttke jest zawziętym krytykiem chińskiego protekcjonizmu: „Chińczycy mogą kupić wszystko w Europie, mają o wiele lepszy i większy dostęp do europejskiego rynku niż Europejczycy do chińskiego rynku. Europa musi być zjednoczona w negocjacjach z Pekinem, tylko wtedy będzie miała szansę na prawdziwą konkurencję.”, powiedział w panelu z udziałem dr. Thomasa B. Sabela i dr. Zbigniewa Niesiobędzkiego, wiceprezesa Polsko-Chińskiej Rady Biznesu. Jörg Wuttke jako częsty komentator „Financial Times” i „The Wall Street Journal” uważa, że Chińczykom trzeba wprost mówić o problemach, „najlepiej za zamkniętymi drzwiami, ale jeśli to nie pomaga, to trzeba iść do prasy i upublicznić problem”. „To działa!”, zapewnił na spotkaniu w Warszawie, gdy w tym samym czasie w Wielkie Hali Ludowej w Pekinie trwał XIX zjazd Komunistycznej Partii Chin, na którym swoją pozycję umocnił prezydent Xi, gdzie zapowiedział, że w 2050 roku Chiny staną się pierwszą gospodarką świata. Wuttke, który jest nie tylko świadkiem chińskiego cudu gospodarczego, ale także politycznych przemian, w 1989 roku widział na własne oczy masakrę na placu Tiananmen, uważa, że Xi Jinping będzie rządził jeszcze jedną kadencję, po czym w 2022 roku ustąpi z urzędu prezydenta. „Teraz tylko wymieni premiera na kogoś bardziej dynamicznego, który zdoła stawić czoła aktualnym problemom.”, prognozuje niemiecki ekspert.
„Jeśli Chiny mają problem, to wszyscy mamy problem”
Do takich na pewno trzeba zaliczyć rozwój demograficzny chińskiego społeczeństwa, które szybko się starzeje. To efekt „polityki jednego dziecka”, która obowiązywała od 1977 roku, a oficjalnie została zniesiona dopiero dwa lata temu. „W 2040 roku 30% Chińczyków będzie miało powyżej 60 lat, a w 2100 roku aż połowa populacji przekroczy 60 rok życia”, zauważył dr Thomas B. Sabel, pracujący od kwietnia tego roku w warszawskim przedstawicielstwie banku HSBC jako dyrektor zarządzający pionem skarbu i członek komitetu zarządzającego. Przed pracą w Polsce Sabel spędził trzy lata w Szanghaju, w tamtejszym oddziale HSBC, największego międzynarodowego banku w Chinach, którego historia przedstawicielstw w Hong Kongu i Szanghaju sięga 1865 roku. Sabel przypomniał o ogromnym udziale Chin w światowej gospodarce: „17,5% globalnego PKB wytwarzane jest w Chinach, a obecnie 35% globalnego wzrostu powstaje w Państwie Środka”, więc „jeśli Chiny mają problem, to wszyscy mamy problem”, podkreślił. Zatem chiński rozwój, w tym roku na poziomie 6,7% PKB, leży w interesie wszystkich. Problem jednak w tym, że Chińczycy zamykają dostęp do swojego rynku.
Globalizacja dla Chińczyków to droga jednokierunkowa
„Coraz trudniej robi się biznes w Chinach”, powiedział ekspert HSCB Bank Polska. Sabel zauważył także, że chiński wzrost coraz mniej bazuje na eksporcie, a dużym problemem zaczynają być koszty produkcji, które w międzyczasie stały się tańsze w Wietnamie, czy Europie wschodniej (Bułgaria, Rumunia). Problemami społecznymi, którymi coraz bardziej dają o sobie znać jest zła jakość życia, skromne pensje, które utrzymują wewnętrzną konsumpcję na bardzo niskim poziomie, i wciąż ogromne różnice materialne pomiędzy poszczególnymi prowincjami. Szansą dla gospodarki są państwowe programy: „Made in China 2025” i „Przemysł 5.0”, z których środki zostaną przeznaczone głównie na inwestycje infrastrukturalne: „To szansa dla zachodnich firm”, uważa Sabel, choć dodaje, że „celem chińskiego państwa jest zmniejszenie bezpośrednich inwestycji zagranicznych”. „Inicjatywa: Jeden pas i jedna droga, czyli reaktywacja Jedwabnego Szlaku ma przede wszystkim pomóc chińskiemu eksportowi”, zauważa Thomas B. Sabel, którego zdaniem, Chiny, by z sukcesem przejść dalszą transformację gospodarczą potrzebują „więcej przedsiębiorczości, lepszej edukacji, kreatywności i różnorodnego myślenia”. Dla chińskich władz wzrost gospodarczy jest nadal priorytetem, wierzą, że w ciągu następnych pięciu lat uda się go utrzymać na poziomie 5% PKB. „Będą chcieli to zrobić poprzez zwiększenie konsumpcji wewnętrznej, państwowe inwestycje i eksport”, przewiduje Sabel.